|
Chcesz wiedzieć więcej? Zamów dobrą książkę. Propozycje Racjonalisty: | | |
|
|
|
|
Kultura » Sztuka » Muzyka
Muzyka klasyczna. Czy trzeba na klęczkach? Autor tekstu: Jacek Tabisz
Muzyka klasyczna. Zjawisko artystyczne, które pozwala osiągnąć
największą abstrakcję i niezależność materiału twórczego. Bo czymże
jest dźwięk? Dlaczego lubimy takie, a nie inne jego kształty, barwy, wzajemne
korelacje? Muzyka nie musi się odnosić do naszych przyzwyczajeń. Nie
mieszkamy w niej, odbierając ją nie wspominamy atrakcyjnych obiektów, takich
jak kobiece ciało w malarskim, czy rzeźbiarskim akcie. Wszystko zdaje się
wskazywać na to, iż muzyka klasyczna powinna być nader popularna u wielu
ateistów, którzy, siłą rzeczy, cenią sobie niedogmatyczną swobodę myślenia i widzą świat „na świeżo", odkrywając go pomimo odziedziczonych i zalecanych metod, takich, jak choćby mity i wierzenia. Niestety, z mojej prywatnej perspektywy (mam nadzieję, że choć trochę mylącej)
przekonuję się o tym, iż tak się nie dzieje. Znakomita większość znanych
mi kompozytorów, wykonawców i melomanów to osoby wierzące, często wierzące
ortodoksyjnie, nawet bez cienia wolnomyślicielstwa. Przekonuję się o tym dość
często i za każdym razem jestem podobnie zaszokowany. Dlaczego tak się
dzieje? Czy trudna do wyjaśnienia ludzka potrzeba estetyki, będąca głównym
źródłem sztuki, musi owocować naiwnością u osób posiadających ją w ponadprzeciętnym stopniu? Czy w piękno symfonii Beethovena, czy kwartetu
Mozarta trzeba rzeczywiście wierzyć? Wiele na to wskazuje, że tak. W końcu
struktura sonatowa, klucz harmoniczny — to wszystko są wyrosłe na drodze
czysto intelektualnej schematy, swego rodzaju zdania sztucznego języka. Z drugiej jednak strony, nie idąc na skróty, można zaryzykować
hipotezę, iż poczucie piękna też ewoluowało i jest jak najbardziej
typowym wytworem ewolucji naturalnej na Ziemi. Czy tańce godowe ptaków, czy
ogon pawia, nie są wyrazem swego rodzaju naturalnego wyścigu estetycznego?
Oczywiście nam nic nie rośnie, gdy wsłuchujemy się w dzieła klawesynowe
Bacha, jednakże można potraktować ludzką potrzebę piękna jako naturalne,
wysublimowane przez rozwiniętą świadomość przedłużenie godowego
„szpanerstwa" ptaków etc. Czy jednak ma to sens? Czy musimy mieć swoje
wirtualne, pawie ogony? Wydaje mi się, że tak. Nasze istnienie nie ma żadnego
celu, ani sensu. Każda osoba nie łudząca się bogami wymyślonymi przez
prymitywnych, acz charyzmatycznych praojców powinna to wiedzieć. Sztuka, a w
niej nie na ostatnim miejscu muzyka, to jeden z sensów, jakie nadajemy naszemu
istnieniu. Moim zdaniem sztuka pozwala przede wszystkim zachwycać się faktem
samego istnienia. Nie musimy tego oczywiście robić, ale mając do wyboru dwa
rozwiązania — bycia pesymistą, lub też optymistą, czemu nie zgodzić się
na to ostatnie? W tym względzie mamy wolną rękę.
Będąc
zatem zakochanym w naturze i rzeczywistości, będąc, podobnie jak choćby
Dawkins „religijnym ateistą" uwielbiam również muzykę klasyczną. I uważam
ją, jak Adorno, bez żadnych ogródek, za znacznie lepszą od popularnej. Choćby
dlatego, iż większość muzyki popularnej posługuje się mniej lub więcej
uproszczonym językiem tonalnym opracowanym przez wielkich kompozytorów XIX
wieku. Czemu więc wybierać byle jaki odbłysk z lepszego źródła? Lepiej sięgnąć
po źródło.
Nie
tylko jednak nieuchwytne zastosowanie muzyki klasycznej może zniechęcać do
niej wielu ateistów i wolnomyślicieli. Główną przeszkodą może tu być
wspomniane już rozmodlenie obywateli krainy artystycznego dźwięku. Wśród
wielu kompozytorów tylko bardzo nieliczni byli ateistami — można wśród
nich wymienić Nono, Deliusa i być może Wagnera. Bardzo niewielu z nich
rzeczywiście wyrażało idee ateizmu w swoich utworach — Nono był bardziej
zajęty tematyką społeczną, uważając iż walka klas ważniejsza jest od
obalania zgubnych, religijnych przesądów. Delius poszedł na łatwiznę i sławił
po prostu piękno natury. Wagner, jako jedyny z tu wymienionych, był odważniejszy i w swoim „Pierścieniu Nibelungów" ukazał wizję boga Wotana, który
bezskutecznie stara się stworzyć istotę niezależną od niego, rzeczywiście
obdarzoną wolną wolą. W ten sposób wielki niemiecki kompozytor pokazał w głęboki,
filozoficzny sposób bezsens łączenia idei teizmu z wolną wolą. Cóż z tego, skoro znakomita większość krytyków muzycznych to ludzie rozmodleni aż
do nieprzyzwoitości? Większość z nich uważa fabułę „Pierścienia" za
grafomański bezsens, bowiem nie dostrzega w nim konfliktu pomiędzy koncepcją
boga a wolną wolą. Jak wiemy z naszych polemicznych doświadczeń, jest to
niekiedy podświadomie, lub świadomie celowa
ślepota, jeden z „darów" ludzi wierzących. Z uwagi na to zaślepienie
za najwybitniejsze dzieło Wagnera uchodzi ostatnia jego opera „Parsival",
mogąca uchodzić za rozmodloną. Mało kto zwraca uwagę na fakt, iż Wagner
skomponował ją jako chałturę służącą rozpowszechnieniu jego cenniejszych
dla niego samego dzieł, na co zwrócili uwagę przyjaciele kompozytora, jak również
on sam.
Poza
nielicznymi przejawami wolnomyślicielstwa wśród kompozytorów mamy wiele więcej
zjawisk smutnych i żenujących. Na przykład tzw. Szkoła Darmstadzka, rozwijająca
nowy język muzyczny zaproponowany w pierwszych dekadach XX wieku przez
Schoenberga i Weberna. Dodekafonizm, po nim zaś serializm i spektralizm stały
się synonimem odchodzenia od paradygmatu melodyjnej „ładności" sztuki
muzycznej. Była to nader cenna i ważna rewolucja w sztuce dźwięku. Oczywiście
trudno to zrozumieć osobie zanurzonej w neotonalnej muzyce pop, tak jak trudno zrozumieć współczesne malarstwo osobie kupującej na ściany swego domu
„jelenie na rykowisku" zakupione w jakimś turystycznym kurorcie. Czemu więc
widzę również coś żenującego w Szkole Darmstadzkiej? Otóż powstała ona
po II Wojnie Światowej jako wyraz protestu przeciw melodyjnej, tonalnej muzyce
idei. Owe idee okazały się bowiem niezbyt piękne i miłe w nazistowskich
Niemczech. Wspaniała muzyka tego kraju została użyta dla sławienia zwycięskiego
pochodu „rasy aryjskiej". Na urodziny Hitlera jeden z największych dyrygentów
wszechczasów, Wilhelm Furtwaengler wykonywał IX Symfonię Beethovena, z „Odą
do Radości". Okazało się, że schillerowska radość i jedność wszystkich
ludzi może być dość mrocznie rozumiana. Jeszcze gorszy los spotkał muzykę
Wagnera, który wprawdzie był, niestety, zajadłym antysemitą, jednakże w żadnym jego utworze nie ma idei antysemickich, ani też on sam żadnej
fizycznej krzywdy żadnemu Żydowi nie wyrządził. Tym niemniej muzyka Wagnera
jest źle widziana w Izraelu, z czym walczą niektórzy muzycy żydowscy, tacy
jak wielki dyrygent i pianista, Daniel Barenboim. Szkoła Darmstadzka wyrosła
zatem z buntu przeciwko muzyce idei i przyjęła celowo język atonalny, będący
wyrazem całkowitej, muzycznej abstrakcji. Niestety, choć zerwano z ideami XIX
wieku, jedną zostawiono — było nią chrześcijaństwo. Podobnie jak celowo
ślepi historycy, tak i kompozytorzy związani z ośrodkiem muzyki nowej w Darmsztadzie nie zauważyli, iż religia chrześcijańska też jest złowróżbną
ideą z przeszłości, wcale nie obojętną na sianie przemocy podczas Wojen Światowych… I tak choćby bezkompromisowy formalnie Stockhausen, twórca klasycznej muzyki
elektronicznej i jeden z największych kompozytorów XX wieku, był niemal chrześcijańskim
mistykiem. Jedynie Nono nie wahał się zgasić kościelnego kadzidła w swojej
muzyce, choć też nie wystąpił otwarcie przeciwko kadzidlanym oparom jego
kolegów. Jedynie nasz Krzysztof Penderecki, który swego czasu był znacznie
bliższy eksperymentalnej Szkole Darmstadzkiej, oberwał od Luigiego Nono w samolocie, kiedy to Włoch, nie bez pewnej racji, nazwał jego nową twórczość
„katolickim kiczem".
Wobec
nikłego, jak się zdaje, zainteresowania sztuką wielu z nas, ateistów, jest
ona porzucona na pastwę ludzi religijnych. Liczne konkursy dla kompozytorów
zadają im z góry tematy, takie na przykład jak Pasja, czyli utwór o męce
Jezusa Chrystusa. Nie są to konkursy kościelne, lecz dotowane przez
ministerstwa kultury różnych państw. Mało kogo zastanawia to, iż może
lepiej by było z początkiem XXI wieku podjąć jakąś inną tematykę. Choćby
ewolucjonizm, albo teorię strun… Utwory tworzących przed II Wojną Światową
muzycznych futurystów wydają się dalekim marzeniem. Wspomnijmy choćby
wspaniały utwór Honeggera „Pacific 231" sławiący wielki, ekspresowy
parowóz. Czy to gorszy temat niż klechdy o Jezusie — Zbawicielu? Moim
zdaniem znacznie lepszy. W obrazie nędzy i rozpaczy usytuowanej na kościelnym
klęczniku muzyki klasycznej pozytywne się wydają fascynacje innymi religiami,
kultywowane głównie przez kompozytorów amerykańskich, takich jak minimalista
Philip Glass. W swej operze „Satyagraha" łączy on postać Gandhiego z fragmentami indyjskiej Bhagawadgity. Bhagawadgitę cytuje też jego estetyczny
kolega Adams w swej operze „Doctor Atomic", mówiącej zresztą o głównym
twórcy bomby atomowej Openhaimerze. Oczywiście eksperymenty tematyczne
Amerykanów bardzo łatwo stają się postmodernistyczne, żaden z nich nie
wypowiada się też otwarcie przeciwko chrystianizmowi. Jedynym znanym mi twórcą
antyklerykalnym był Hindemith. Jednakże życie wpłynęło na niego w zadziwiający sposób. Swe budzące gwałtowne protesty utwory komponował on
przed II Wojną Światową. Czerwoną kartkę dostał od Hitlera, który, jak
wiemy, był osobą religijną i nie lubił ateistów. Po wojnie, kiedy logika
wskazywałaby na powrót ze strony Hindemitha do antychrystianizmu, twórca ów
ewoluował w drugą stronę, aż do utworów poświęconych Matce Boskiej.
Jeśli
chodzi o krytykę muzyczną, warto zapoznać się przez chwilę z pracami
jednego z bardziej aktywnych polskich muzykologów, Bohdana Pocieja. Są to
rzeczy potworne. Temu „naukowcowi" muzyka służy jedynie jako pożywka do mętnych,
teologicznych rozważań. Nigdy tego nie ukrywał, przez co tym chętniej bywał
wydawany. Takich przykładów, nie tylko w Polsce, znajdziemy miliony. Tym milej
mi wspomnieć drobne zwycięstwo, jakie odniosłem w sieci nad holenderskim
melomanem, wielkim miłośnikiem muzyki Bacha i przyjacielem kilku najbardziej
znanych, bachowskich muzyków (wielu znakomitych organistów i klawesynistów to
Holendrzy, starczy wspomnieć Koopmanna czy Leondhardta). Otóż, gdy napisałem,
iż religijność muzyki Bacha nie jest najistotniejsza przy rozmowach o nim, ów
meloman bardzo się oburzył. Moja odpowiedź brzmiała — „kiedyś chrześcijaństwo
być może przeminie, tak jak się to już zdarzyło większości religii. Lecz
muzyka Bacha na pewno zostanie, nawet jeśli jej głównymi wykonawcami będą
Japończycy". Ku mojemu zdumieniu odpowiedź ta wywołała sympatyczną reakcję — widać było, iż u niektórych rozmodlonych melomanów muzyka jest mimo
wszystko ważniejsza od biblijnych urojeń.
To co
przedstawiłem powyżej, to jedynie kilka kropli z oceanu zjawisk związanych z tworzeniem i percepcją muzyki klasycznej. Wydaje mi się, iż warto ten temat
poruszyć, bo jest zupełnie dziewiczy. A moich współbraci ateistów zachęcam
do wywierania nacisku na świat muzyki klasycznej, jednej z najpiękniejszych
sztuk. Kompozytorzy często nie mają wyboru. Nawet jeśli są ateistami, tak
jak my, to aby się przebić, muszą całe lata klęczeć zanurzając nozdrza w obłokach kadzidlanej woni. Ja chcę kantaty o ewolucji naturalnej! A wy?
Kilka książek do polecenia:
„Nowa muzyka niemiecka" pod redakcją Daniela Cichego,
Krakowskie Biuro Festiwalowe, Kraków 2010;
„Nowa muzyka amerykańska" pod redakcją Jana
Topolskiego, Krakowskie Biuro Festiwalowe, Kraków 2010;
Bohdan Pociej, Z perspektywy muzyki. Wybór
szkiców, Warszawa, Biblioteka Więzi, 2005;
Do posłuchania:
Artur Honegger, 20th
Century Classics, EMI 50999 0 94673 2 3; (kompilacja znanych utworów , różne
orkiestry, dyrygują Jansons, Munch, Plasson, Martinon etc).
Frederick Delius, EMI 50999 0 94653 2 9; (kilkanaście utworów z Royal
Philharmonic Orchestra pod batutą najznakomitszego w tym repertuarze sir
Thomasa Beechama)
Luigi Nono, Prometeo, Tragedia
dell’ascolto, Solistenchor Freiburg, zespoły solistów z SWR
Simfonieorchesters Baden — Baden und Freiburg, etc...,
główny konduktor — Andre Richard, ColLegno WWE 2SACD 20605
Philip Glass, Satyagraha, The New York City Opera, dyr. Christopher Keene, CBS
Masterworks M3K 39672
« Muzyka (Publikacja: 22-08-2011 )
Jacek TabiszPrezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów. Historyk sztuki, poeta i muzyk, nieco samozwańczy indolog, muzykolog i orientalista. Publikuje w gazetach „Akant”, „Duniya” etc., współtworzy portal studiów indyjskich Hanuman, jest zaangażowany w organizowanie takich wydarzeń, jak Dni Indyjskie we Wrocławiu. Liczba tekstów na portalu: 118 Pokaż inne teksty autora Najnowszy tekst autora: Klerykalizacja, czy sekularyzacja? | Wszelkie prawa zastrzeżone. Prawa autorskie tego tekstu należą do autora i/lub serwisu Racjonalista.pl.
Żadna część tego tekstu nie może być przedrukowywana, reprodukowana ani wykorzystywana w jakiejkolwiek formie,
bez zgody właściciela praw autorskich. Wszelkie naruszenia praw autorskich podlegają sankcjom przewidzianym w
kodeksie karnym i ustawie o prawie autorskim i prawach pokrewnych.str. 2146 |
|